Strzały znikąd

04 jun
2021

Kategorie: Opowiastki Wędrówki

Zwiedzaliśmy Warmię. Tego wrześniowego dnia, gdy wjechaliśmy do Reszla, słońce świeciło mocno i mimo jesiennego czasu było w stanie rozpędzić zefirki do prędkości prawie huraganu. Wicher owiewał zamek i kościół, prawie wszystko co składało się na niewielką mieścinę na skraju Warmii, opodal świętej Lipki. Miasto kiedyś potężne, obronne ale i artystyczne. Żył tam Ignacy Krasicki, swoje ostatnie lata spędził Franciszek Starowieyski.

Kilka lat temu zamek reszelski był w remoncie, a ryneczek nie tak piękny jak dziś. Jedyną atrakcją miasteczka była kościelna wieża. Nad miastem góruje kościół farny - wyższy od zamku. Wieża na którą można wejść za drobnym datkiem marności nad marnościami. Podróż w górę najpierw po kamiennych schodach, potem drewnianymi schodami w studni wokół murów, potem kilkoma przebiegami po gigantycznych drabinach kończy się przy świetliku na dach.

Po wygramoleniu się na świeże powietrze leżałem na dachu jak żaba na drodze do Rutek w maju. Przygniatające wrażenie bliskości nieba, skośności dachu, mało widoczne barierki. Nic tylko spadnę i to za chwilę! Potem okazało się, że nie było tak strasznie, ale pierwsze wrażenie ze Spidermana.

Widok z dachu kościoła jest cudowny. Niemal pod nogami spoczywa masywna bryła reszelskiego zamku, a na horyzoncie szmat warmii i mazur. Jak tu nie pomedytować z fajeczką w gębie? Pewnym problemem może być niedopałek, co z nim zrobić na kościelnej wieży?

- Lubicie westerny? - Zapytałem towarzyszy - Strzały znikąd! i pstryk peta w powietrze, które porwało go het het daleko - zmienił się w żółtą kreseczkę i zniknął w dole.

Kiedy schodziliśmy, w górę podążał ktoś duży, spiesząc się, sapiąc zipiąc i stękając. Pojawił się wieeeelki, tęgi starszy pan w czarnej sutannie i czarnej cyklistówce. Łapiąc głośno powietrze zapytał

- Hep hep, nie schodzi moi drodzy ktoś jeszcze za wami?

- A co się stało proszę księdza?

- Hepp hem, smark, jakiś chuligan rzucił mi na czapkę niedopałek papierosa. Hep hep, pal sześć czapkę, ale ta wieża w środku to suche drewno, paliła by się pięć minut!

Taaaaaki pech! Trafić w xiędza proboszcza na środku dużego placu! Paździerz! Jak widać, Bóg Chaos czuwa i zawsze jest gotów wysłuchać żartu… Dziś kiedy wiem, że to właśnie w Reszlu spalono ostatnią w Europie czarownicę, oskarżoną o podpalenie zamku w 1807 roku, patrzę na to wspomnienie inaczej.

"Barbara Zdunk (Sdunk) (ur. 1769, zm. 21 sierpnia 1811) – ostatnia osoba stracona w Europie na stosie[1]. Zdunk, nieszczęśliwie zakochana w dwudziestodwuletnim mężczyźnie (parobek Jakob Auster)[2], została oskarżona o wzniecenie z zemsty pożaru, który wybuchł w Reszlu w nocy z 16 na 17 września 1807 roku. Aresztowana została oskarżona o wywołanie pożarów za pomocą czarów i sąd miejski skazał ją na śmierć na stosie. Oskarżenia i skazanie Zdunk wywołało wiele kontrowersji - możliwe było, że Zdunk była upośledzona umysłowo, a w rzeczywistości Reszel podpalili polscy żołnierze armii napoleońskiej - i jej sprawa przeszła przez wszystkie instancje sądownictwa pruskiego, aż do króla Fryderyka Wilhelma III Pruskiego, który ostatecznie wyrok zatwierdził. 21 sierpnia 1811 Zdunk została spalona na ostatnim w Europie stosie. Według niektórych przekazów, Zdunk została uduszona przez kata jeszcze przed podłożeniem ognia, aby oszczędzić jej cierpień[1]. Według ówczesnego pruskiego kodeksu karnego, czarnoksięstwo nie było karalne[3]."

Powrót na stronę główną